Zamieć
Zimna,
czas mrozu,
krókich dni,
atmosfery grobów,
tych co w żalu szli,
czy bogaci, czy też biedni,
łysych drzew co lubią szumieć
i wiatru co głośno dudni.
A na niebie zamieć.
Śnieg,
sypki,
niby woda,
z wiatru szybki,
dotknąć szkoda.
Bo chłodny,
towarzyszy nie lubi mieć,
bo jest marudny.
A ze śniegiem leci zamieć.
Dom
ciepło, rodzina,
zakłamanie,
wybiła godzina,
chleba łamanie.
Nie liczą się ściany,
i wolałbym z kamratami chromieć,
niż sam być schowany.
A nad nami zamieć.
Choinka
drzewo,
wiara, symbolika,
co rok typowo,
sztuczna mozajka.
I wolałbym pustkę w donicy,
by prawdziwych kompanów mieć,
nawet stałbym się pośmiewiskiem kamienicy.
A choinką miota zamieć.
Święta
oczekiwanie,
jak co rok,
z rodziną zasiadanie,
zawsze gdy zapada zmrok.
I nie ważne czy przy stole,
to trzeba zrozumieć,
bo ja mogę siedzieć i w stodole.
A na dworze świszczy zamieć.
Gwiazda
błysk,
trochę pyłu,
jak anielski dysk,
daje wycisk złu.
Na to wszyscy czekali
i nawet jak zacznie grzmieć,
będziemy z dumą w niebo patrzeli.
A przyszłania gwiazdę zamieć.
Zamieć
wichura,
trochę śniegu,
wygląda jak gbura,
bo nikt nie poważa temu.
Masa mrozu,
ale jednoczy,
nikt nie nałoży zakazu,
bo naszą jedność przekroczy.
A właśnie tym jest ta zamieć.
Chwile
Teraz jest dziś,
zaraz będzie jutro,
moment mój i czyjś,
moment każdego.
Nastał czas złudni,
ciężko kogo zaprosić mieć,
i w takie smutne, samotne dni,
czasem żałuję, że to nie zamieć.